Remonty: Drednot i jego N 126e

  • Etap 1
  • Etap 2
  • Etap 3
  • Etap 4
  • Pierwszy wyjazd

Witam wszystkich serdecznie.
Posiadamy n 126 e. Mamy ją w zasadzie od 25 lat - kupił ją mój Tato jako nówkę. Odbyła tylko jedną (!) podróż na Mazury na początku lat 90 tych. Potem stała pod gołym niebem. W zeszłym roku miałem ją przerobić na zwykły SAM. Aż tu znajomy jednym niewinnym pytaniem w stylu "a może ją wyremontować" przestawił mi zwrotnicę. Odtąd spawy potoczyły się inaczej. W lecie w ciągu kilkunastu dni doprowadziłem ją do używalności. Założenie było - zrobić niezbędne minimum by wyjechać i sprawdzić czy pasuje nam taka przygoda. W efekcie mieliśmy bardzo fajny wyjazd rodzinny.

Mój remont dla niektórych może się okazać obrazoburczy. Dlatego ostrzegam - jeśli ktoś jest wrażliwy na perfekcję nie powinien tego czytać.

Remont można podzielić na 3 kategorie:
1. Uszczelnienie dachu.
2. Doprowadzenie przyczepki do stanu bezpiecznego użytkownika ruchu.
3. Pozbycie się odczucia wstrętu jaki towarzyszył wejściu do środka.

Najtrudniejszy był punkt 3, najłatwiejszy punkt 1.

Przyczepka nie była w tragicznym stanie, aczkolwiek parkowanie pod gołym niebem przez 25 lat i to od północnej strony budynku zrobiło swoje. Do dziś jej porządnie nie domyłem z zewnątrz.

Tapicerka po dotknięciu zamieniała się w proszek, materace były zatęchłe.


SPRAWNOŚĆ TECHNICZNA.

Punkt drugi poszedł stosunkowo łatwo aczkolwiek było to czasochłonne. Wymiana wtyczki auto/przyczepa, napawa praktycznie każdego światełka z osobna (tylko dwa światła działały na możliwych dziesięć). Jazda testowa z wielokrotnym hamowaniem w różnych konfiguracjach by sprawdzić działanie hamulca najazdowego (niebywałe ale działał – tylko na początku jedno koło blokowało ale potem się rozruszał).


WNĘTRZE.

Na obicie ścian szukałem czegoś nieskomplikowanego, prostego do położenia, co da szybko wizualny efekt.

Wybór padł na podkład pod panele podłogowe firmy Arbiton.

Rolka kosztowała mnie niecałe 100 zł. Tam jest 12,5 m2. Wystarczyło na styk. Lepiej kupić dwie rolki żeby się nie szczypać, zwłaszcza że nie obłożyłem wszystkiego. Zszedłem z tym podkładem tylko do poziomu łóżek, nie kładłem także na ścianie w szafce na ubrania. Nie zdarłem także tych białych „dykt” wokół okien.

Kleiłem klejem na gorąco (podgrzewanym pistoletem). Robiłem próbę z klejem polimerowym i efekt nie był zadowalający. Nie chciałem kupować drogiego i śmierdzącego butaprenu.

Klej na gorąco ma ten efekt że przykładasz i się trzyma. Efekt natychmiastowy, co dodaje nadziei tym którzy szybko ją tracą. Kleiłem bez jakiegoś szczególnego planu – na bieżąco mierzyłem różne powierzchnie i docinałem odpowiednie kawałki podkładu. Nie patyczkowałem się z dokładnym dopasowywaniem fragmentów – kleiłem na zakładkę. Nie przejmowałem się tym że to będzie wyglądało jak puzzle

etap 1 etap 1 etap 1 etap 1 etap 1 etap 1 etap 1

button2

Mankamenty podkładu panelowego:
- Trzeba unikać kładzenia kleju na podkład bo może się stopić od tegoż gorącego kleju. Należy zatem go rozprowadzać bezpośrednio na ścianę i sufit (co nie jest super wygodne w przypadku sufitu ale da radę).
- Nie da się oczywiście rozsmarować tego kleju na całej powierzchni ściany, więc trzeba na ścianie strzelić parę takich „szlaczków” tego kleju. Jeśli damy klejowi wyschnąć (a wysycha szybko) zanim uda nam się go docisnąć podkładem do ściany (a tym samym rozpłaszczyć) to ten „szlaczek” może się nieco „wytłoczyć” na naszym podkładzie.
Będzie to wyglądało mniej więcej tak jak na zdjęciu gdzie zaznaczyłem czerwonym kolorem fragment.

Trzeba wziąć poprawkę że w realu nie wygląda to tak źle. Tak wygląda na zdjęciu robionym z fleszem który przekłamuje. Gołym okiem to wygląda lepiej. Można to zobaczyć na kolejnych zdjęciach (nie można bo wyczerpałem limit zdjęć).

- Stosunkowo łatwo (ale też znowu nie aż tak łatwo) taki podkład zarysować podczas użytkowania, zrobić w nim dziurę itp.
- Nie myje się go tak dobrze jak np. linoleum (bo nie ma idealnie równej powierzchni, która jest jakby mikroskopijnie karbowana). Chociaż da się nawet szorować gąbką do naczyń – ale trzeba to robić delikatnie.

Zalety podkładu panelowego:
- Nie jest wykładziną a więc nie gromadzi kurzu (można go przetrzeć szmatką) i nie stęchnie.
- Można łatwo kawałek oderwać a potem nakleić nowy (np. by dokonać doraźnej naprawy skorupy). To jest jeden z powodów dla których jestem taki praktyczny w kwestii „wykładziny” wnętrza – szlag by mnie trafił gdybym położył jakąś ładną wykładzinę a potem by się okazało że muszę to zrywać to tu to tam. A więc łatwiejsze zarządzanie ewentualnych przecieków.
- Fajnie izoluje. Nie potrafię powiedzieć jak bardzo ale bardzo miło się o ten podkład opiera plecami – sprawia on takie sympatyczne uczucie suchości i ciepła (coś jak karimata – zresztą ten podkład ma coś w sobie z karimaty).
- Arcyłatwo się obrabia (tnie, kroi),
- Jest lekki (nie obciąża zbytnio przyczepy),
- Jest tani,
- Również całkiem istotne moim zdaniem – jak się zapragnie czegoś bardziej luksusowego, to nie potrzeba tego zrywać (wręcz przeciwnie – będzie dobry podkład izolujący) ale położyć np. warstwę wykładziny bezpośrednio na to. Można też dołożyć kolejną warstwę podkładu - wtedy nierówności ściany staną się o wiele mniej widoczne.

Tyle jeśli chodzi o wnętrze.


USZCZELNIENIE DACHU.

Tu zdecydowanie wrażliwym polecam zmianę wątku.
Jak pisałem wcześniej przyczepka nie wyglądała tragicznie. Mocno mnie jednak podłamało gdy się okazało że po zdjęciu warstwy brudu w dachu są spore ubytki żelkotu. Perspektywa spędzenia kilkudziesięciu kolejnych godzin na szpachlowaniu mnie osłabiła. Wtedy znalazło się cudowne rozwiązanie za sprawą mojego brata.
Brat który bierze udział w różnych żeglarskich mazurskich regatach, dał mi kilkanaście okolicznościowych naklejek. Dużych, bo formatu zbliżonego do A4. Byłem sceptyczny, ale przestałem jak brat mi opowiedział jak to jego kumple regularnie doraźnie łatają swoje łódki naklejkami. Niektórzy nawet pływają z nimi po kilka lat. Więc się skusiłem i tak też uczyniłem. Podczas wakacyjnego wypadu przez dwa dni lał deszcz – naklejki egzamin zdały.

etap 2 etap 2 etap 2

button2 button3



RECYKLING MATERACY

A no i jeszcze bym zapomniał mój patent na materace. Tak jak pisałem, chodziło o to by było tanio i prosto i praktycznie. Kupno nowych materacy pogwałciłoby te założenia. Cały materac do pralki nie wchodził więc każdy pociąłem na 3 części (z tym że środkowa, czyli tak ta na której leży większa część ciała jest większa niż pozostałe). Każdą część prałem osobno w pralce. Myślę że nie da się tego zrobić w mieszkaniu. Jednak dom, działka są niezbędne + dużo słońca przez kilka dni i przekładanie z jednej strony na drugą by dobrze wysuszyć.

Jak widać na zdjęciu cięcia nie były w linii prostej, po to by materac – po złożeniu - mniej się rozchodził na tych cięciach. Co prawda trzyma go do kupy pokrowiec, ale takie cięcia wzmacniają całość i usztywniają - co pomaga podkowcowi trzymać to wszystko w kupie a więc chroni go bardziej przed rozpruciem.
Wbrew pozorom polecam zdecydowanie cięci na jodełkę niż na zakładkę.

etap 3 etap 3 etap 3 etap 3 etap 3

button2 button3



PUNKTY MOCUJĄCE

Jeszcze się podzielę prostym patentem na to by ujarzmić rzeczy spakowane w łóżkowych „bakistach”, tak by nie latały na wybojach – proste pętle z taśm troczonych. Przez te pętle przeprowadziłem taśmy zaciskowe i już.

KOŃCÓWKA LISTWY

I na koniec mój patent z końcówką listwy.
Skróciłem ją (nie widzę potrzeby dlaczego ona ma biec aż do samego dołu przyczepy i to jeszcze zakręcać w stronę koła na samym koniuszku – co utrudnia wsunięcie przedsionka).
Ponadto rozwarłem ją na początku by fał przedsionka lepiej wchodził.

DOSTAWKA DO ŁÓŻKA

I jeszcze mała dostaweczka do łózka byśmy mogli wszyscy spać nogami w kierunku dyszla (dzieci mieściły się bez problemu, no ale bez tej podstawki jeden dorosły musiałby mieć nogi w powietrzu.

etap 4 etap 4 etap 4 etap 4 etap 4 etap 4 etap 4 etap 4

button2 button3



A oto kilka zdjęć z naszego pierwszego wyjazdu. Bierzesz Niewiadówkę i masz widok na co chcesz - bezcenne.
Nocleg nad nad jeziorem Gołdopiwo.

etap 5 etap 5 etap 5

button3



button1