

Po kilku trasach mogę napisać, że "wieloryb" prowadzi się bardzo dobrze. Jednak oś AL-KO z amortyzatorami robi robotę rewelacyjnie. Zupełnie inny komfort jazdy niż w eNce. Buda hamuje dobrze, w sumie utrafiłem z ustawieniem hebli i jak do tej pory nie trzeba było robić poprawek. Trochę skrzypi najazd, muszę przesmarować tuleje i podejrzewam, że będzie cisza. Bardzo jestem zadowolony z tego, że oś wyposażona jest w bębny o jednostronnym działaniu, co przy cofaniu sprawdza się rewelacyjnie. Nie trzeba kombinować z tą wajchą blokująca suwadło, blokować ją jakimś wkrętakiem, żeby każdorazowo nie odskakiwała. Tutaj buda cofa bez oporów a ja nie muszę wyłazić z auta i nic blokować.
Obawiałem się wzrostu spalania bo jednak 132 ma większe gabaryty i waży trochę więcej niż eNka z którą sporo jeździliśmy ale wóz pali mniej więcej tyle samo. W sumie radzi sobie lepiej niż myślałem co mnie bardzo cieszy.
Jeśli chodzi o wnętrze to obawiałem się czy nie będzie nam brakowało przedniej górnej szafki na szpargały, którą przypomnę, że zdemontowałem aby nie zawadzać o nią głową podczas wstawania z kibelka. Jednak jej brak nie przeszkadza, innych schowków w zupełności wystarcza. Bardzo przydatne okazały się wieszaki przy drzwiach i te po przeciwnej stronie.
Dobrze sprawdziło się ustawienie kibelka zamiast jednej z bakist małego łóżka. Miejsca jest wystarczająco a niecodzienne rozwiązanie w postaci kotary zamiast sztywnej zabudowy, sprawdza się świetnie. Dzięki temu, że po skorzystaniu z tronu kotarę odsuwam, w przyczepie jest masa niczym nieograniczonej przestrzeni. Żadnej dużej kabiny w której i tak spędza się zwykle niewiele czasu.
W kuchni bardzo dobra okazała się płyta Cramera, choć miałem pewne przejścia z kuchenką o czym później. Zlew z ociekaczem to jest to o co chodzi a kran z mikrowłącznikiem zamiast pedału (przy umiejętnym operowaniu) nie jest taki straszny jak się obawiałem, w kontekście zużycia wody. Warto było zainwestować w dużą lodówkę która mimo, że ma na dole wnękę na nadkole to i tak mieści sporo więcej niż tradycyjna. No i podświetlenie wnętrza, przydatna sprawa.
Strzałem w dziesiątkę było zrobienie dwóch lamp na suficie. Oświetlają wnętrze o niebo lepiej niż lampy montowane pod szafkami. Lampa którą dałem mniej więcej pośrodku przyczepy, świetnie oświetla wnętrze szafy w której miałem zakładać oświetlenie i dobrze, że tego wcześniej nie zrobiłem.
Wygodne są boczne klapy dające dostęp do bakist. Ile to już razy oszczędziły mi "przyjemności" rozwalania do góry nogami łóżka to nawet nie liczyłem. Nie są idealne bo mogłyby być wyższe ale w końcu to była adaptacja jachtowych luków więc cudów nie oczekiwałem.
No i nowe materace, bajka. Wysypiamy się lepiej niż w domu, zresztą pisałem ostatnio w wątku Damiana i Ani (oko), że wszystkim polecam wymianę staroci na nówki.
Jest jeszcze sporo rzeczy do zrobienia i powoli dłubię co-nieco. Na tę chwilę, przed kolejnym wyjazdem chodzi mi po głowie:
- poprawienie chłodzenia lodówki bo jeden wiatraczek to za mało w gorące dni. Na majówce było OK ale ostatnio chłodziła zdecydowanie za słabo;
- wywalenie tej klapy à la fortepian, czyli pokrywy zlewu i kuchenki. Wkurzające jest to, że po podniesieniu zasłania połowę okienka kuchennego i utrudnia dostęp do jego zamków. Dużo lepsze i bardziej funkcjonalne było rozwiązanie znane z eNki, gdzie klapa po otwarciu mogła robić za blacik. Na razie zdemontuję to dziadostwo a potem pomyślę nad czymś właśnie w stylu pokryw z eNki;
- jak już jesteśmy przy kuchence, to wylecą zasłonki okna kuchennego, nie będzie ich wcale. W związku z tym bezbarwną szybę wymienię na brązową, ciemniejszą i zrobioną na mat, żeby zachować prywatność. Zasłonki w tym miejscu są upierdliwe a do tego zasłaniają nasze nowe płytki na ścianie

- przeróbka mocowania małego stolika z przodu przyczepy. Zamiast typowej listwy, stolik będzie zamontowany do ściany na stałe ale na zawiasach. Będzie opuszczany w dół, wzdłuż ściany na czas korzystania z kibelka lub gdy po prostu nie będzie potrzebny. Będzie to wygodniejsze niż każdorazowe celowanie w listwę bo pozostanie jedynie podłożenie nogi;
- no i wymiana przetwornicy 12>230V bo obecna jest niesprawna;
Ostatnio coś tam wymodziłem. Ogarnąłem ten wywinięty na ścianę kawał wykładziny przycinając go na odpowiednią wysokość. Krawędź wykończyłem plastikowym profilem "U", identycznym jak w przypadku płyt przyokiennych. Żeby trzymał się jak trzeba, ostatni centymetr gumoleum zagiąłem i na taki grubszy rant nasunąłem profil. Trzyma jak zły. Potem ostatnie pięć centymetrów pod krawędzią wysmarowałem Bonatermem i przykleiłem do tapicerki ściany. Jest jak trzeba, buty osoby siedzącej przy stole nie będą brudziły materiału.
Zamontowałem też jedną z bakist małego łóżka, od strony drzwi. Musiałem ją reanimować bo się rozpadała ale dało radę i trzyma się w kupie. Wzmocniłem mebelek listwami i dałem grubszy słupek podpierający. Oryginalny był o 1,5 cm za długi i mebel stał krzywo... Dokładność typowa dla Niewiadowa. Dorobiłem nową klapę ze wzmocnieniem żeby nie uginała się pod tyłkiem.
Nowe zawiasy, malowanie lakierobejcą i mebelek może być.
Przedniego łóżka jednak nie będzie ale jedno siedzisko przy małym stoliku jest potrzebne. Za drugie może robić kibelek, można siąść na zamkniętej klapie i jest całkiem spoko, co już testowałem.
Musiałem zajrzeć pod płytę kuchenną bo był problem z lodówką który objawił się na zlocie w Koszęcinie. Zaczęła słabo chłodzić i miałem wrażenie, że płomień widziany w okienku jest mniejszy niż zwykle. Po powrocie wyciągnąłem lodówkę i okazało się, że dysza zapchała się jakimiś paprochami których było całkiem sporo po odkręceniu palnika. A przecież wszystko rozbierałem i czyściłem... Po przedmuchaniu palnik śmiga aż miło, lodówka chłodzi jak trzeba.
Żeby sytuacja się nie powtórzyła, założę na wężu w okolicach butli filtr fazy lotnej stosowany w instalacjach LPG. Powinien skutecznie łapać takie zanieczyszczenia, ciul wie co siedzi w tych butlach.
Płytę w niecałą minutę można podnieść jak maskę w samochodzie. Dostęp super, nie to co w eNce z tym brązowym zlewem i kuchenką.
Pojawił się też problem z kuchenką. Lewy palnik stracił zabezpieczenie i gaz leciał od razu po przekręceniu kurka, bez jego wciśnięcia. Pomyślałem, że termopara padła więc kupiłem nową ale problem nie zniknął. Rozebrałem zawór żeby zobaczyć o co chodzi i okazało się, że z trzonka zaworu spadła uszczelka. Ta mała, biała na foto:
Idąc za ciosem zdemontowałem też drugi zawór, oba rozebrałem, przeczyściłem i nasmarowałem. Tak wygląda zawór Cramera w częściach:
Nigdy czegoś podobnego nie rozbierałem i nie wiedziałem, że to jest tak prostacko skonstruowane. Stożkowy zawór uszczelnia tylko smarowidło które tam napuścimy. W sumie ciśnienie jest znikome więc tego nie wydmucha. Poza tym jest tylko jeden mały o-ring przez który przechodzi ośka pokrętła, którą przesuwamy wciskając kurek a ona naciska na grzybek elektrozaworu żeby puścił gaz, zanim termopara wytworzy napięcie i zawór sam utrzyma się w pozycji otwartej.
Przesmarowałem wszystkie elementy smarem silikonowym o dużej gęstości i teraz zawory pracują gładko. Wcześniej chodziły już prawie na sucho więc dobrze, że się za to wziąłem. Złożony zawór:
Złożyłem wszystko do kupy i okazało się, że stara termopara jest sprawna, nowa zostanie więc w zapasie. Zabezpieczenie i kuchenka działają jak należy

W tym miejscu muszę przyznać się do błędu i zwrócić honor Naal'owi. Marcin, miałeś rację i te zabezpieczenia to termopary elektryczne sterujące elektrozaworem. Ja twierdziłem, że są to starszego typu zabezpieczenia kapilarne ale się myliłem. Mea culpa

Na deser zafundowałem sobie bajer w postaci zapalania kuchenki za pomocą zamontowanego wcześniej elektrycznego generatora iskry. Jako, że miałem w nim wolne jeszcze dwa wyjścia akurat dla dwóch palników, dokupiłem tylko iskrowniki za kilkanaście złotych. Wywierciłem w płycie odpowiedniej średnicy otwory w sąsiedztwie palników i oprawiłem porcelanki.
Są montowane za pomocą sprężynek. Od góry wkładamy iskrownik a od dołu nawlekamy na jego korpus sprężynkę dociskającą go do płyty kuchennej. Trzeba tylko dobrać dobrze ich długość bo iskra ma się pojawić w ściśle określonym miejscu względem palnika. Tego dowiedziałem się gdy pierwszy komplet iskrowników nie chciał zapalać płomienia bo jak się okazało, iskra występowała zbyt nisko. Po wymianie na dłuższe jest OK, palniki zapalają się dość szybko. Taka prosta sprawa a tyle radości

Aha, iskrę wytwarza ten sam sprzęcik do którego podłączona jest lodówka więc oba urządzenia są zapalane tym samym przyciskiem umieszczonym od frontu szafki kuchennej.
Dobra, koniec wypracowania bo już mnie paluchy bolą

CDN.