Minęło trochę czasu i czas powrotu nadszedł szybciej niż było sobie można wyobrazić.
Wcześniej mówiłem...wystarczy, że mnie psy lubią i wykrakałem ale o tym za chwile.
Trasa trochę uciążliwa, wąskie, wiejskie drogi i mijanie się z "tirami" na takich drogach to zawsze trochę strachu. Potem przejazd obok domu z którego przylatywał do mnie na łowisko piesek. Od ponad roku już nigdy go nie widziałem. Chciałem kiedyś przystanąć i zapytać co z pieskiem ale wiedziałem, że był już bardzo jak na pieska wiekowy i nie chcę wiedzieć, co się z nim stało i nigdy od tamtej pory już go nie spotkałem. Zawsze siedział przy mnie, spał, jadł ze mną i potem zawsze to samo, czas rozstania.
Teraz trzeba zjechać z asfaltowej drogi.
Potem już polna droga i już na łowisku. Szybkie dwie godziny i wędki w wodzie. Niespodzianka na rozpoczęcie zasiadki i karp, jak się potem okazało ten największy zaraz pierwszego dnia, wylądował w kołysce

Karp po, opatrzeniu pyszczka klinikiem, jak zawsze wrócił do wody w dobrej kondycji a na pożegnanie, pomachał ogonem i zniknął w toni.
Pogoda nie rozpieszcza, zimno w dzień i jeszcze zimniej w nocy.
Następnego dnia szybkie śniadanie i tu nagle ni stąd ni zowąd pojawił się właśnie ten, proszę popatrzeć
...umarł król, niech żyje król !
Szybko wskoczył na kolana i się zaczęło
Przywitanie jakbyśmy znali się od zawsze i spotkali się po długim rozstaniu.
Powiem szczerze, że pierwszy raz się zobaczyliśmy i już miałem przyjaciela
Aport za aportem aż ręce bolały. Wszędzie razem i wszystko razem.
Nadeszła pierwsza, chłodna jak na tą porę roku noc.
Księżyc w pełni a to zawsze na zmianę pogody. Włączyłem w przyczepie ogrzewanie i po chwili razem już byliśmy w środku.
Zjedliśmy razem całą paczkę ciastek i proszę zobaczyć na tą minę
Mała przymiarka do spania
Próba przed spaniem
Niestety, miejsce trzeba było zorganizować i poszły w ruch dwie poduszki.
Przespana noc i rano śniadanie i kolejne zabawy i aport za aportem
Tak każdego dnia aż do momentu, jak się pojawił tak szybko zniknął.
Pytałem wcześniej spacerujących brzegiem jeziora ludzi, czy ktoś nie wie czyj to piesek.
Usłyszałem odpowiedź, że piesek jest z pobliskiego domu i on tak lata sobie i wszędzie go pełno.
Trochę się uspokoiłem i wiedziałem już, że piesek ma swój własny "dom" i ma właściciela.
Myślę sobie dobrze, że poszedł teraz, niż gdybym to ja miał go "zostawić " jak wtedy było z tamtym pieskiem.
Pieska nie było z kilka dni aż tu nagle dzień przed wyjazdem znowu przylatuje i znowu przywitanie na całego.
Zauważyłem jednak, że piesek nie ma tym razem obroży.
Teraz najgorsze z najgorszych. Co mam robić, pies czuje, że się pakuje i stoi przy drzwiach samochodu i powiem, że to nie było szczekanie.
Skomlał i pchał się do środka samochodu. Łapkami drapał po drzwiach a ja i moja bezsilność. Mówię już sobie zabieram go i koniec. Sumienie, jednak podpowiada mi, że niczego dobrego nie zrobię. Przecież nie ukradnę komuś psa. Ma swoich właścicieli, może tam są małe dzieci i to one będą za nim płakały. Mogłem wypiąć przyczepę i pojeździć z nim po okolicy i popytać z jakiego jest domu i porozmawiać z właścicielem.
Mam w domu już psa i nawet nie brałem tego pod uwagę, że się nie skumplują, bo na pewno by się jakoś "dogadały"
Wiem też, że i tamten piesek i teraz ten przychodzą tu na łowisko i zawsze były i zawsze będą nawet w mojej pamięci.
Wróciłem do domu sam. Nie czuję się z tym źle. Wszystko przemyślałem i przecież za kilka dni znowu tam pojadę a wtedy poszukam właściciela i załatwię sprawę jak człowiek z człowiekiem. Jeżeli właściciel się zgodzi to nie będzie już żadnych rozstań. Jeżeli się nie zgodzi, czekają mnie ciężkie powroty.