Dzisiejsza szychta przebiegła pod znakiem kuferka, firanek i ostatecznych detali.
Kufer...
Pamiętacie, że na początku przygody z majówką chcieliśmy wymienić dwa elementy: pokrywę dachu i kufer.
Pokrywa ogarnięta to czemu by nie pobawić się z kufrem. Wyglądał strasznie! Wżery, pająki, plamy z farby i spartańskie wzmocnienie okolic zamka przez nitowaną blachę.
Było grubo! Zdjęcie poniżej nie oddaje tragizmu ale zapomniałem zrobić przed rekonstrukcją a to jedyne jakie dość dobrze go przedstawia i widać o co chodzi.
Od rana kawa, dobre radio

, dremel, kompresor z bączkiem, żelkot, znowu dremel, bączek, żelkot.... I po 4 takich sesjach efekt był na tyle zadowalający, że można było polerować

. Jest extra! Środek odnowiony białym lakierem (ilość uszkodzeń, rys i plam uniemożliwiła pozostawienie go w oryginalnej patynie), komplet okuć po ponownym cynkowaniu, wyczyszczona listwa ozdobna i jest bajka.
Zeszło się z tym trochę ale kolejny raz się przekonałem, że nawet z kiepskiego elementu da się wydobyć blask.
Przed świętami uszyłem też komplet firan.
Fajnie wszystko pasuje, materiał gładki, bez wzorów, bez fajerwerków. Czysto, schludnie i klasycznie.
Aby jak najbardziej zbliżyć się do oryginału uszyłem też z materiału zasłonowego troczki do spinania zasłon.
Marek pospinał już wszystkie pompki, węże i odbiorniki więc na koniec podpiąłem jeszcze wąż gazowy na oryginalnych "oczkach".
Czekamy jeszcze na reduktor i nowa butlę gazową. Montaż brakujących włączników oświetlenie na szafie, jutro wulkanizator i nowe opony na felgi aluminiowe (nowe śruby pod alumy już czekają) i chyba ..... KONIEC!
Monika w tym tygodniu przyczepa będzie gotowa.
Dzwoń, dopytuj gdzie trzeba, ...może się uda
