Nie jest to takie straszne jak się wydaje

. Z konkretnym zamiarem nosiłem się jakieś 2 tygodnie, a że akurat spędzaliśmy Sylwestra razem z rodzicami to okazja sama przyszła (ojciec ma staw). Z rana jak poszliśmy piłować przerębel to się troszkę przestraszyłem mrozu i śniegu i myślałem że odpuszczę

. Później był kulig i po przebraniu się w kąpielówki nadszedł czas kąpieli. Jako że to był mój pierwszy raz to nie miałem żadnych butów tylko klapki ojca - zresztą jakieś 4 numery za małe

. Jak już się rozebrałem nad stawem i stałem w tych klapkach to wydawało się że jest strasznie zimno (zwłaszcza w stopy od śniegu), zrobiłem parę rundek na około auta i zabrałem się za kąpiel. Wbrew pozorom najgorsze było wejście do wysokości kolan - takie dziwne uczucie jakby coś ścisnęło łydki z ogromną siłą. Troszkę tak postałem i poszedłem dalej i tu o dziwo zupełnie inaczej niz latem - wejście do wysokości klatki piersiowej poszło szybko i sprawnie bez żadnych problemów

. Po 1-2 minutach pluskania wyszedłem na brzeg aby znowu sobie pobiegać i tu niespodzianka

- śnieg już wcale nie był zimny, a bieganie w klapkach było całkiem przyjemne. Po paru rundkach i małej sesji zdjęciowej nadeszła pora na drugie wejście - tym razem poszło super sprawnie i odważyłem się nawet na zanurzenie rąk (to trochę potęguje uczucie zimna). Obie kąpiele nie były długie (1-2 minuty) i myślę że takie wystarczą w zupełności, nie zależy mi na biciu rekordów ale bardziej na profilaktycznym wzmocnieniu odporności na przeziębienia itp. No chyba najwięcej frajdy daje pokonanie własnej słabości i strachu....