Włochy 2010

Awatar użytkownika
petek
Przyjaciel
Przyjaciel
Posty: 566
Rejestracja: wtorek, 21 sie 2007, 18:23
Lokalizacja: Warszawa

Włochy 2010

Postautor: petek » wtorek, 20 lip 2010, 13:09

Jako, że powróciłem już do normalności po wakacyjnych przygodach, wrzucam Wam krótką relację z tegorocznego pobytu we Włoszech.

Podróż rozpoczęliśmy we czwartek 24 czerwca. Po powrocie z pracy szybkie pakowanie, montaż rowerów na dachu auta, podpinamy przyczepę i w drogę. Nieco nam się to szykowanie przeciągnęło, więc spod domu wyjeżdżamy ok. 20.30. Nie mamy konkretnego planu podróży, gdzie dojedziemy tam dojedziemy. Wiemy, że jutro ma startować załoga AgaMi (z karawaning.pl). Pewnie spotkamy się z nimi już na miejscu. W sobotę natomiast wyjeżdża ze Śląska załoga Szuffi (Jacek i Iwona też z karawaning.pl), z którymi umawiamy się na telefon na miejscu.

Pierwszy dzień podróży szybko się kończy. Postanawiamy nie dobijać się trasą, więc postój wypada ok. godziny 24 w Mysłowicach, na Wschodniej Obwodnicy GOP na stacji Orlenu. Tam na parkingu przyklejamy się do ciężarówek, by w ich otoczeniu przespać się do rana.
Wstajemy niestety później niż kierowcy TIRów. W związku z tym, gdy wyglądam rano z przyczepy stwierdzam, że na parkingu jesteśmy prawie sami. Robimy krótką toaletę, jemy śniadanie i w drogę.

Drugi dzień podróżujemy w żółwim tempie. Robimy dużo postojów. Po Mysłowicach stajemy jeszcze w Bielsku Białej, bo przypomnieliśmy, że Patryk nie ma maski do nurkowania. A że akurat Decathlon był po drodze, musieliśmy się zatrzymać. Nie zajechaliśmy daleko, gdyż w Cieszynie zachciało nam się kawy, w którą zaopatrzyliśmy się na ostatniej w Polsce stacji Orlenu. Tam też kupiliśmy winietki na Czechy (nigdy więcej tego nie zrobię, bo słono przepłaciliśmy).
Z tymi Czechami to był nasz debiut. Nie wiem dlaczego, ale zawsze preferowaliśmy jazdę przez Słowację. W tym roku chcąc zakosztować czegoś innego wybrałem winietę czeską i jak się potem okazało, był to dobry wybór.
Tak więc jedziemy dalej. Podziwiamy czeski kraj z ich dobrych jakościowo dróg. Cieszymy się z dokonanego wyboru, aż do Brna, gdzie utknęliśmy w godzinnym korku z powodu remontu wylotówki na Wiedeń. Dobrze, że mamy klimatyzację w aucie, bo słonko nieźle prażyło.
Porządnie rozgrzani przekraczamy granicę i mijamy Wiedeń. Zaraz za nim jest fajny parking przy autostradzie firmowany przez ASFINAG. Posilamy się tam i chwilkę rozprostowujemy kości. Fajnie, że jest namiastka placu zabaw, aby nasze dziecko mogło wyładować nadmiar energii. Z niepokojem patrzymy na goniące nas ciężkie burzowe chmury.
Po odpoczynku ruszamy w kierunku Grazu. Nawigacja kieruje nas inną drogą (S6 o ile dobrze pamiętamy), ale konsekwentnie jej nie słuchamy. Po jakimś czasie to natrętne urządzenie samo zrozumiało, że jedziemy znaną sobie drogą przez Graz. Mijamy miasto i zatrzymujemy się na stacji benzynowej w celu uzupełnienia paliwa.
Za Grazem rozpoczyna się solidny podjazd. Auto dzielnie daje radę. Nie jest już tak gorąco, bo słońce zaszło i dogoniła nas burza. Jazda nawet po najlepszej autostradzie, w górach i w deszczu nie jest zbyt przyjemna. Stąd ciągniemy jeszcze tylko trochę, by parę kilometrów przed Klagenfurtem zatrzymać się na drugi nocleg.
Rano podziwiamy niesamowity widok ruin zamku na szczycie góry, który ukazał nam się po otwarciu drzwi przyczepy. Niestety okazało się, że stoimy tuż obok wejścia do motelu, pod który raz po raz podjeżdżają autobusy z turystami. Tak więc mogliśmy się poczuć jak zwierzęta w ZOO. Odjeżdżamy nieco dalej, by w spokoju odświeżyć się i zjeść śniadanie.
Z niecierpliwością ruszamy dalej. W końcu lada chwila wjedziemy do długo oczekiwanych Włoch. Mijamy Klagenfurt, Villach i za chwilę pojawia się tabliczka z unijnymi gwiazdkami.
Jesteśmy we Włoszech!

Po przekroczeniu granicy napawamy się pięknymi widokami gór i autostrady raz po raz niknącej w długich tunelach. Jedziemy wzdłuż linii kolejowej i rzeki z piękną turkusową wodą. Aż się chce nogi zamoczyć.
W końcu docieramy do autostrady A4 biegnącej od Triestu do Wenecji. Tu padamy ofiarą błędu twórców mapy do nawigacji. Według nawigacji odpowiedni dla nas zjazd znajdował się kilometr dalej niż był w rzeczywistości. Tak więc autostradę opuszczamy ok. 20 km dalej. Kluczymy wśród miasteczek, wąskich dróżek i małych rond. Jest gorąco, ale zadziwiająco ładnie. Włoskie miasteczka sprawiają wrażenie takich "uporządkowanych".
Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do Caorle. Nawigacja mówi nam, że osiągnęliśmy cel podróży. Tymczasem "naszego" kempingu nie widać. Dobrze, że przygotowując się do wyjazdu pooglądałem trochę zdjęcia z satelity na google. Zapamiętałem dwa charakterystyczne budynki w kształcie koła. Tym sposobem wjeżdżamy na drogę dojazdową na kemping, a tam... tłuuumyy. Nie ma gdzie zaparkować z przyczepą. O wjeździe na kemping nie ma oczywiście mowy.
Miły pan z obsługi znajduje nam po chwili miejsce i udajemy się celem dopełnienia formalności. Ludzi masa. Jest sobotnie południe, czas największej rotacji osób. Prosimy w recepcji o wskazanie wolnych parceli do wybrania. Dostajemy do wyboru dwie. Jeszcze tylko załatwienie godzinnych bezpłatnych wejściówek na kemping i niemal biegiem robimy krótki rekonesans. Żadne z proponowanych miejsc nam w 100% nie leży. Notujemy więc kilka numerów parcel, które nam się podobają. Niestety w recepcji okazuje się, że są zarezerwowane. Zrezygnowani wybieramy jedno z miejsc wcześniej nam zaproponowanych. Okazuje się jednak, że przed chwilą zostało przez kogoś wzięte (pomimo, że wcześniej nam je zarezerwowano). Istny młyn. Pan z recepcji pokazuje nam miejsce obok, które decydujemy się wziąć. Dopełniamy formalności i idziemy do sąsiedniego budynku, gdzie jesteśmy zaobrączkowani, tj. zapinają nam na nadgarstkach fioletowe tasiemki - oznakę gości kempingu Pra Delle Torri.
Tymczasem kończy się czas siesty i możemy wjechać naszym zestawem i rozpocząć rozpakowywanie. W miarę szybko się z tym uwijamy i ruszamy na rekonesans.
Na pierwszy ogień idzie plaża. Jest nawet ładna z mnóstwem muszelek. Woda mętna, ale tu podobno tak ma. Piasek niby jest, ale jakiś taki błotnisty. Nie jest tak pięknie jak nad rodzimym Bałtykiem, ale OK.
Wszelkie mankamenty plaży rekompensuje kompleks basenów. Wielki aquapark dla dzieciaków i dwa duże baseny dla dorosłych. Do tego na terenie siłownia. Wrażenie robi przede wszystkim część dla dzieci. Liczne zjeżdżalnie, jacuzzi, aquarobic itp. Niestety leżaki na basenach są dodatkowo płatne. Bezpłatnie można rozłożyć się na trawnikach. Jest fajnie.
Dzień kończy się szybko. Wcześnie idziemy spać by wypocząć po podróży.
Następnego dnia rano dzwonią Jacek z Iwoną, że są już blisko, ale nie mogą trafić na kemping. Po krótkich instrukcjach docierają na miejsce i fartem udaje im się zająć miejsce tuż koło nas. Fajnie. Będziemy blisko siebie, tak więc dzieciaki będą mogły sie razem bawić. Tego samego dnia dzwoni też Michał (AgaMi), że są na miejscu z załogą Jojo i Szymona. Robimy więc wieczorek zapoznawczy. Przeszkadza trochę odległość do AgaMi i Jojo. Kemping jest ogromny, a wszyscy mamy dzieci, więc nie bardzo mamy jak wieczorami zorganizować się na wspólne biesiadowanie.
Kolejne dni mijają słodkim lenistwie. Chodzimy na basen i nad morze lub odwrotnie.
Na wtorek 29 czerwca planujemy Wenecję. To miejsce trzeba zobaczyć! Płyniemy tam statkiem z Punta Sabbioni. Po powrocie gorąco wymieniamy się spostrzeżeniami.
I znów kolejne dni lenistwa. W międzyczasie szalejemy na placach zabaw oraz robimy wycieczkę rowerową do sąsiedniego Caorle. Jest to piękne, małe miasteczko. Szczególnie urokliwa jest jego starówka. Bardzo klimatyczne miejsce.
Wraz z upływem czasu woda w morzu jest coraz brudniejsza. Na kempingu pojawiają się komunikaty, żeby nie korzystać z kąpieli w morzu. Na plaży czuć bardzo niemiły zapach. Dobrze, że baseny mogą nam to zrekompensować.
Tydzień na kempingu Pra Delle Torri minął szybko. Czas realizować dalszą część programu. Wyjeżdżamy nad Gardę.
Nad Gardę postanowiliśmy pojechać trasą krajoznawczą, czyli omijając autostrady. Rano pakowanie przyczep, składanie rzeczy, no i oczywiście ledwo się wyrabiamy. Wyjeżdżamy parę minut po 12 i kierujemy się tak jak nawigacja prowadzi. Celem jest miejscowość Lazise i polecany na tym forum kemping Piani di Clodia.
Tu cenna wskazówka dla wyjeżdżających na wybrzeże w okolice Wenecji. Warto jest w miarę wcześnie zjechać z autostrady. Widzieliśmy wielokilometrowy korek jadących nad morze. W tym upale to prawdziwy koszmar.
Mijamy po kolei Treviso, Castelfranco, Vincenza, Verona i dojeżdżamy nad jezioro Garda. Każde z tych miasteczek miało coś co nam się podobało. W ogóle włoskie miasteczka zrobiły na nas duże wrażenie. Są takie "uporządkowane" i czyste. Stanowią świetny kontrast do tych, które w zeszłym roku widzieliśmy w Grecji.
Przejeżdżamy przez środek Lazise i kierujemy się na południe. Mijamy kemping La Querzia i zaraz za nim wjeżdżamy na dziedziniec Piani di Clodia. Obsługa kieruje nas w odpowiednie miejsce do zaparkowania naszych dwóch zestawów. Wysiadamy z auta i tu miłe zaskoczenie - obsługa mówi po polsku. Młody chłopak - Valentino - zabiera nas na przejażdżkę Melexem po kempingu i pokazuje wolne miejscówki. Jest ich nawet sporo. Valentino opowiada, że w tym roku nie mają udanego sezonu. Podobno Gardaland do momentu, w którym tam byliśmy odnotował o 30 tys. mniej odwiedzających niż w ubiegłym roku.
Wybieramy miejscówki obok siebie i idziemy dopełnić formalności. W recepcji czeka na nas miły akcent - każda załoga otrzymuje od kempingu w prezencie modny zegarek.
W przeciwieństwie do Pra delle Torri tu wszystko jest w cenie. Niestety nie ma nic za darmo. Kemping jest znacznie droższy od poprzedniego.
Po rozpakowaniu idziemy na rekonesans. Tu również są wspaniałe baseny - 5 do wyboru. Dla dzieciaków liczne atrakcje - zjeżdżalnie od najmniejszych do ogromnych rur czy rynien. Oprócz tego własna plaża nad jeziorem.
Tak więc trochę leniuchujemy i przez najbliższe dni chodzimy od basenu do basenu lub na plażę. Zwiedzamy też urokliwe Lazise, a przede wszystkim tamtejszy Lidl :D
W planie mamy też inne atrakcje, z których udało się zrealizować ZOO Safari, Gardaland i Sea Life.
ZOO Safari to duży kompleks, gdzie połączono tradycyjne zwiedzanie ogrodu zoologicznego z częścią safari, gdzie jeździ się samochodem. Miejsce fajne, ale prawdziwego safari jest mało, a ZOO mamy u siebie. Patryk jest jednak zachwycony. Szczególnie podoba mu się, że oprócz żywych zwierząt są także dinozaury.
W Gardalandzie spędzamy cały dzień świetnie się bawiąc. Ten wspaniały park rozrywki przyciąga wszystkich - małych i dużych. Tam się nie można nudzić.
Sea Life to spore akwarium morskie. Można wykupić wspólny karnet z Gardalandią w dobrej cenie (o ile ich cena może być dobra).
Czas mija nam nieubłaganie. Nim się spostrzegliśmy trzeba było się pakować. Podróż powrotna dostarczyła nam nie lada wrażeń.

Powrót do domu.

Pakowanie zaczynamy od rana, tj. bardziej od późnego rana. Jacek z Iwoną wstają wcześniej więc budzą nas bezlitośnie. Szkoda się pakować. Nawet pogoda nie pomaga w tej chwili. Piękne słońce zaprasza nas nad wodę. Jesteśmy jednak nieugięci. Mozolnie składamy nasz dobytek, a w międzyczasie pomagamy niemieckim sąsiadom wypychać przyczepę.
Dzień wcześniej zapadła decyzja, że skoro tak dobrze jechało się nam bez autostrad to będziemy kontynuować ten sposób podróżowania. Ustalam więc trasę na nawigacji, no i w drogę.
Wiedzieliśmy, że droga będzie górzysta, ale nie spodziewaliśmy, że tak szybko. Mimo to szosa jest dobrze utrzymana i fajnie się podróżuje. Zmierzamy w kierunku Insbrucku w Austrii. Raz po raz widzimy sąsiadującą z naszą szosą autostradę. Wcale za nią nie tęsknimy. Cieszymy się z pięknych górskich widoków. Mijamy kolejne miasta i miasteczka, aż w pewnym momencie Aga mi mówi, że według tego co widzi na mapie nawigacja nas jakoś dziwnie prowadzi. Szybko przez walkie talkie robimy burzę mózgów i postanawiamy jednak trzymać się trasy wyznaczonej przez GPS.
Wszystko jest fajnie, prócz tego, że robi się wąsko, a nasze auto nie jedzie inaczej niż na drugim biegu. Podjazd za podjazdem, tunel za tunelem, a za nami dłuuugi sznur aut i ciężarówek. Jacek, który jechał z tyłu sugeruje żebyśmy przepuścili tych z tyłu. Wszystko fajnie, tylko że nie ma gdzie się zatrzymać. Po dłuższej chwili, co odważniejsi z tyłu kolejki rozpoczynają wyprzedzanie. Skoro dają radę niech jadą. Ja szybciej niż 40-50 nie dam rady.
Wiemy już, że jedziemy drogą SS44 prowadzącą przez 2 szczyty, z których najwyższy ma 2211 m, a my w dwa zestawy dzielnie zasuwamy pod górę. Jest wąsko, coraz bardziej stromo, ale przepięknie. Witaj przygodo!
Wspinaczka zajęła nam sporo czasu, ale opłacało się. Odpoczynek robimy na wspomnianym Paso Pennes na wys. 2211 m. Jest tam pensjonat i parking. Jest też stado przyjaznych koni, które same podchodzą by je głaskać. Wokół ośnieżone alpejskie szczyty, słonko grzeje. Jest super!!!!
Niestety czas nas nieco goni i pora ruszać w dalszą drogę. O ile wjechanie polegało na kręceniu kierownicą i dodawaniu gazu, o tyle zjeżdżanie okazało się trudniejsze. Zjazd od strony północnej jest bardziej stromy i przyczepy ciągle miały zaciśnięte hamulce. Musieliśmy pokonywać tę drogę na 3 razy z przerwami na chłodzenie kół. Dobrze, że są często zatoczki i jest gdzie się zatrzymać.
Dalej znów kręcimy się górską drogą. To już pestka po ostatnich przeżyciach.
Dojeżdżamy do Insbrucku. Po drodze mijamy okazałą skocznię narciarską. W mieście na jednym ze skrzyżowań przypadkowo rozdzielamy się i tracimy zasięg naszych walkie talkie. Jak się potem okazało myśmy myśleli, że załoga Szuffi skręciła na zakazie, a oni nas zgubili przez czerwone światło. No trudno. Na pewno spotkamy się za miastem. Jednym słowem zamieszanie. Dzięki smsom wiemy, że na pewno są gdzieś za nami i gonią. Wolno więc toczymy się dalej.
Droga pnie się się coraz wyżej. Nagle naszym oczom ukazuje się coś niespodziewanego. Znak przy drodze mówi, że jest zakaz wjazdu dla aut z przyczepami cięższymi niż 750 kg. Jako, że humory nam dopisują, żartujemy, że to droga dla niewiadówek. Jednocześnie krytykujemy austriaków za głupawe pomysły. Jesteśmy pewni, że Jacek z Iwoną zlekceważą przepis i nas wkrótce dogonią.
Za moment miny nam jednak rzedną. Jest tak stromo, że nie da się jechać inaczej niż na jedynce i to niemały kawałek. Wśród kierowców wzbudzamy zainteresowanie. Na szczęście bez przeszkód udaje się zdobyć szczyt. Za moment dostajemy smsa, że nasi przyjaciele zauważyli znak i zawracają w związku z tym na autostradę. No trudno, postaramy się spotkać w Niemczech.
Mijamy Garmisch-Partenkirchen i tamtejszą skocznię narciarską. Kurort robi na nas duże wrażenie. Piękne domki, wszędzie czysto i schludnie. Po prostu niemiecki porządek.
Za moment wskakujemy na autostradę do Monachium, które mijamy już w nocy. Co jakiś czas nawołujemy przez walkie talkie Jacka i Iwonę. Znużeni szukamy miejsca na nocleg. W końcu na jednej ze stacji idziemy spać.
Rano wstajemy, robimy szybką toaletę, śniadanko i w drogę. Jedziemy tracąc nadzieję na spotkanie naszych kompanów podróży, aż tu w lusterku wstecznym dostrzegam znajome Galaxy z przyczepą. Niesamowite, ale udało nam się spotkać w trasie!
Znów razem docieramy do granicy w Zgorzelcu. Tu ostatnie wspólne tankowanie. Czas właściwego rozstania nadszedł.
W Polsce podziwiamy piękną nową autostradę A4, skaczemy po wybojach Wrocławia. Równo o 24 jesteśmy pod domem.
Wakacje dobiegły końca :'(

Podsumowanie kempingu Pra Delle Torri

ZALETY:
+ dobrze wyposażony
+ bardzo czysty
+ wiele atrakcji - boiska, korty, pole golfowe
+ 3 wspaniałe baseny, w tym ogromny aquapark dla dzieci
+ dobrze wyposażone place zabaw dla dzieci
+ animacje dla dzieci i młodzieży
+ dobre zaplecze gastronomiczne i sklep
+ miła obsługa
+ cisza nocna bezwzględnie przestrzegana
+ własna plaża morska
+ toalety sprzątane na bieżąco
+ specjalne toalety dla dzieci

WADY
- nie wszystkie atrakcje są w cenie - dopłacać trzeba m.in. do dużego placu zabaw, leżaków na basenie i plaży
- brudna woda w morzu i plaża taka sobie
- wysokie ceny w sklepie
- długie kolejki w recepcji w czasie sobotniego szczytu wjeżdżających i wyjeżdżających


Kemping Piani di Clodia

Plusy:
+ przepiękne położenie
+ bardzo dobre wyposażenie
+ czystość
+ 5 basenów i liczne atrakcje wodne
+ zadaszony plac zabaw dla dzieci
+ własna plaża nad Gardą
+ dobry punkt wypadowy do okolicznych parków rozrywki
+ miła obsługa
+ market i część gastronomiczna na kempingu

Minusy:
- cena
- zabezpieczenia prądowe tylko 6A - czajnik 2000W poszedł w odstawkę :'(
- zjeżdżalnie i fontanny na basenach czynne z przerwami

Postój pod Klagenfurtem
Obrazek
Obrazek

Autostrada we Włoszech
Obrazek

Dojazd do kempingu Pra Delle Torri
Obrazek
Obrazek

Nasza parcela na Pra Delle Torri
Obrazek

Baseny na Pra Delle Torri
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Plaża morska Pra Delle Torri
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Droga do Punta Sabbione, skąd płynęliśmy do Wenecji
Obrazek

Wenecja
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Baseny dla dorosłych na Pra Delle Torri
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Płatny plac zabaw na Pra Delle Torri
Obrazek
Obrazek

Baseny na Piani di Clodia
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kemping Piani di Clodia
Obrazek

Droga powrotna
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Pozdrawiam,
Petek

Awatar użytkownika
NIL2
Fanklubowicz
Fanklubowicz
Posty: 541
Rejestracja: wtorek, 15 lut 2011, 15:50

Re: Włochy 2010

Postautor: NIL2 » niedziela, 29 maja 2011, 23:32

Super wyprawa , kiedyś też pojechaliśmy do Włoch przez Czechy i Austrię ale jeszcze z namiotem i zjechaliśmy z autostrady nad morze jadąc w kierunku Wenecji musieliśmy wrócić na autostradę bo średnia chyba by nam wyszła 25-30km/h zatłoczone uliczki tysiące skuterów szok dnia by nam zabrakło na dojazd :lol: do samej Wenecji wjechaliśmy samochodem w ciemno i zaraz po prawej jest ( był ) potężny wielopiętrowy parking ale dosyć drogi ! Po drodze widzieliśmy również potężny parking naziemny po prawej stronie ale stając tam trzeba dojechać komunikacją :( Byliśmy wtedy też w Rzymie i tam polecam super camping ,, Nad Tibrem " niedrogi , zacieniony z basenem i niezatłoczony - dojazd obwodnicą Rzymu bez korków na miejscu kupuje się bilet całodniowy na wszystkie środki komunikacji do centrum dojazd kolejką a po samym Rzymie najlepiej poruszać się metrem ( uwaga na portfele )
Jeśli chodzi o drogi pionowego startu to odradzam z Klagenfurtu na Słowenię na mapie wygląda fajnie ale myślałem , że uszczelka poleci pod głowicą na szczęście wytrzymała . :D


Wróć do „Reszta świata”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości