Pozwolę sobie w ramach przerywnika w remontach w kilku zdaniach opisać swoją rejestrację, bo jak zwykle fantazja urzędników wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem.
Budkę kupiłem od gościa, który kupił ją rok wcześniej gdzieś pod stolicą. Niestety nie przerejestrował jej na siebie, a na domiar złego cepka miała stary dowód i czarną tablice. Na dzień dobry miły pan w WK odesłał mnie do diagnosty ponieważ w dowodzi były wpisane tylko 4 ostatnie cyfry z numeru ramy. Pan diagnosta nie bardzo wiedział co ma zrobić i co ciekawe za ile ale, że byłem dobrze poinstruowany przez owego miłego pana to wszystko mu wyjaśniłem. Niestety diagnosta zaczął bardzo zachodzić w głowę skąd on ma wziąć wszystkie dane jak ich nie ma w starym dowodzie. Łaskawie dostarczyłem mu skan instrukcji i się udało. Koszt 60 plnów, niby nie dużo ale to ja się więcej napracowałem niż on, tyle, że to on ma pieczątkę

. Z kompletem dokumentów udałem się do WK. Po raz kolejny zostałem miło i szybko załatwiony oraz poinformowany, że za około 2 tygodnie mogę się zgłosić po dowód o czym z resztą zostanę poinformowany smsem na wskazany numer. Po ponad miesiącu udałem się do WK, bo smsa ni widu ni słychu. Kolejny raz jakże przemiły pan poinformował mnie, że był duży problem ale już go rozwiązali obszerną korespondencją, a dowód został zamówiony i będzie do odbioru za kilka dni o czym oczywiście zostanę poinformowany smsem. Jakie było moje zdziwienie jak się okazało, że problem polegał na tym, że poprzedni WK (Pruszków chyba) odrzucał mojemu WK wniosek o wyrejestrowanie przyczepy, bo nie zgadzał się numer ramy mimo informacji, że zostało wykonane to co opisane powyżej

. Dzisiaj w końcu dokładnie po dwóch miesiącach odebrałem właściwy dowód i mogę ruszać w trasę.
Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej, jak mawiał klasyk.