Nie mam niestety weny dziś na opisywanie wojażu z Przyczepem, ponieważ cały dzień serwisowałem nasze rowery (nasze to za dużo powiedziane, konkretnie to w większości mój) po wypadzie z nimi nad nasz małosolny Bałtyk. Niby małosolny ale szkód narobił, zwłaszcza jak zamiast plażą przemieszczałem się łachą obok plaży... Cóż, każdy ma jakiegoś bzika. Generalnie to wykręciliśmy na rowerach niespełna 200 km, z czego ok 80 plażą (lub niektórzy część tego dystansu Bałtykiem) co uważam za swoisty wyczyn, bo o ile ja uwielbiam rower to moje dziewczyny nie przepadają za wycieczkami na dwóch kółkach. Skąd wzięło się tyle km? Campingi obok Stilo nie spełniły naszych oczekiwań (nie będę się rozpisywał dlaczemu) więc pojechaliśmy do Łeby. W Łebie, sensowne (z mojego punktu widzenia) campingi miały pozajmowane wszystkie miejsca a te które miały wolne miejsca obsługiwały tylko przyczepy samowystarczalne (nasza taka nie jest, jeszcze) więc odmawiano nam postoju (co mnie nie irytowało, wręcz odwrotnie - cieszyło mnie to, że ktoś rzetelnie podchodzi do dbania o swój biznes). Była późna godzina, dziewczyny zmęczone podróżą (mimo że mogły mnie 5x wyprzedzić to ciągnęły się za Caddylakiem całą drogę) więc jako że nie mam problemów z komunikacją międzyludzką postanowiłem wykorzystać doświadczenia z wypraw 4x4, więc pojechaliśmy do najbliższej wioski i stukaniem od drzwi do drzwi tambylców chciałem wyżebrać postój na pierwszą noc. Po zawitaniu do pierwszego gospodarza okazało się że nie ma problemu z udostępnieniem kawałka działki, dostępem do prądu i bieżącej wody. Następnego dnia rano okazało się że jeśli chcielibyśmy u niego zostać to dostaniemy prywatną łazienkę (co bardzo ucieszyło dziewczyny) w niezamieszkałej części domu. Oczywiście nie ma nic za free ale cenowo wyglądało porównywalnie z campingami w Łebie ale istotnym faktem było to że w promieniu 50 m nie było ludzia żadnego. Tak że stąd wziął się wyżej wspomniany dystans przejechany rowerami a także stąd, że nie bardzo chcieliśmy być w towarzystwie innych ludziów na plaży więc pedałowaliśmy sobie dopóty dopóki co najmniej w zasięgu 100 metrów nie będzie innych plażowiczów - co akurat na zachód od główek portu nie jest wyczynem, mimo że to szlak na wydmy...
Moje po wyjazdowe przemyślenia dotyczące przebudowy Przyczepa zmieniły się, czy znacznie nie wiem ale wiem że na pewno Przyczep nie będzie ciurany w błocie (kupię lub zbuduję do tego celu drugą przyczepę), nie będzie kuchenki wysuwanej do namiotu - namiot to dla nas raczej przechowalnia, suszarnia i szopa na rowery. Kuchenka sama w sobie także stoi pod znakiem zapytania, moja żona na wakacjach nie gotuje, raczymy się suchym prowiantem lub zupkami a wodę można zagotować w czajnku 12V, Dometic ma fajny czajnik, chyba najmocniejszy 800W. Co do kuchenki jeszcze, nie wykluczam na ten moment możliwości jej montażu kiedyś, dlatego blat z gravicolu (laminat z ozdobnym żelkotem imitującym kamień) będzie przygotowany do ewentualnego montażu. Nie będzie także przeszklonego dachu, przez przydymianą pleksę i tak nie widać gwiazd
Na ten moment przed odrestaurowaniem Przyczepa, prawdopodobnie zamówię i założę ogrzewanie Propex, ponieważ w okolicach października/listopada zapewne się ruszymy na jakąś wycieczkę (ale już nie Caddylakiem:)). Dlaczego Propex? Nie chcę kombinować z różnymi paliwami do zasilania jednej przyczepy ale do stycznia jest trochę czasu więc może coś się ubzdura innego, może trafi się jakaś truma combi z demontażu... Oprócz przedniego kufra który przerobię na pewno - w szerz a nie w zwyż - zastanawiam się na zrobieniem kufra na tył, dopasowanego w przetłoczenie pod oknem, Widziałem coś takiego tutaj na forum - tylko że to jakiś ulep był. Fajnie byłoby zrobić uniwersalny kufer, pasujący przód/tył ale to też chyba wyglądałoby jak ulep a na rufę przydałby mi się kufer mieszczący tylko ogrzewanie, ogrzewacz wody, wąż 50 m i przedłużacz 50 m. Założeniem moim jest nienaruszanie ori skorupy w żaden widoczny na pierwszy rzut oka sposób ale tutaj chyba zrobię wyjątek i postaram się zachować ori kształty kufra, tyle że płytszy. Jeśli chodzi o zabezpieczenie skorupy od zewnątrz,to na ten moment raczej tylko szlif + polerowanie + jakiś nabarwiacz dla żywszego koloru ale biorę pod uwagę także szlif + epoksyd + bezbarwny lakier żeby zabezpieczyć przed dalszą degradacją 40 letni żelkot. Co do toalety, jeśli będzie, to nie chcę przerabiać okna przedniego, więc WC trafi vis-a-vis szafy - która zniknie. Luk dachowy zostanie zwężony ponieważ nie będą mi pasowały grodzie WC stojące górnym sztorcem w powietrzu, jakoś z punktu widzenia szkutnika będzie to wyglądało na jakieś niedokończone, drugi aspekt to niezależna wentylacja WC (zapewne went. solarne in/out) Co do samej zabudowy, jeden z Kolegów, kazał uważać na masy, więc zamiast sklejki WD 8mm liściastej, zastosuję sklejkę WD 8mm ceiba (1m3 waży ok 300-350 kg) oczywiście w klonowym fornirze, przyczepa jest mała więc uważam że pchanie ciemnego drewna w taką przestrzeń (mimo że doskonale doświetloną) wywoła przygniatający efekt.
Na dziś to tyle. Przyczep jak zostanie posprzątany to trafi do garażu. Reasumując wypad świetny, wszyscy zadowoleni (a przynajmniej tak twierdzą) a ja mam kolejne hobby, które uważam że jest sensowniejsze od pływania na jednym śródlądowym akwenie od krzaków do krzaków i w kółko palenia ognisk albo jedzenia ryby, pod warunkiem że da się złowić w ogóle.
Jeszcze do Kolegi Romlas...:
N132 odpada, mało oldschool jest, masy żadne wrażenia na mnie nie robią bo są tak uprawnienia jak i inne holowniki. Na dziś miejsce nas nie ogranicza, pierwszy wypad to w przyczepie tylko spaliśmy, pobudka, śniadanie, kanapki w plecak i na rowery, powrót, kolacja, myju muju i palulu. Wkładu pracy raczej nie liczę i nie traktuję ani jego ani kosztów jako do odzyskania, jeśli będzie ktoś zainteresowany to paragon już jest, tyle że dzisiejsza waluta obowiązuje. Jeśli nikt nie kupi to znaczy że nikomu bardzo nie zależy na tym egzemplarzu, jakoś przeżyję. Co do zostawiania w pełnym ori, to mój głos rozsądku też o tym prawi, czyj głos będzie silniejszy - mój czy żony- czas pokaże.
Wracając do pytania Kolegi o "odnowienie" laminatu tak żeby pasował do starości reszty... Nie bardzo wiem jak mam to rozumieć, tym bardziej że gdzieś wyczytałem w wątku Kolegi że prowadzi jakieś prace naprawcze na swojej przyczepie. Proszę o bardziej przejrzyste zadanie pytania a tymczasem mając w głowie temat Kolegi, rozumiem że chodzi o postarzenie miejsc naprawianych? Nie znam sposobu na postarzenie tylko miejsc już naprawionych, nie ma jak odciąć okolicy. Jeśli robi Kolega zaprawki jakimś chemoutwardzalnym zestawem naprawczym, prawdopodobnie w kolorze białym a przyczepa ma kolor zżółknięty to można pobawić się pigmentami do farb chemoutwardzalnych, np Mixol. Dobranie koloru będzie sensowne jeśli najpierw okolica zostanie umyta, oszlifowana (ja używam papierów na sucho marki Kovax i pudru kontrolnego, dlatego na sucho ponieważ poliestry nie lubią wody to po pierwsze, po drugie błoto ze szlifowania zataja rysy po papierze co po spolerowaniu daje efekt goownianej roboty a nie szkła) i zapolerowana. Jeśli chodzi o pasty to ja używam także past Kovaxa, ale wypraktykowane mam większość od farecli którą uważam za śmietnik każdy rodzaj, przez 3M, Bufe, Oskarsa, SeaLine... Tutaj można zobaczyć efekt szlifowania na sucho i polerowania lakieru narzędziowego scott bader glosscoat (coś jak żelkot, tylko 10 razy twardszy)
https://photos.app.goo.gl/q8RVbECruywu4DDYAJeżeli nie chce się Kolega bawić pigmentami, to po umyciu, oszlifowaniu i spolerowaniu należy wziąć próbnik RAL i spróbować dobrać kolor z istniejącej palety kolorów a następnie zamówić np 1kg topkotu o określonym kolorze.
Jeśli natomiast miał Kolega na myśli postarzenie nowo zbudowanego elementu, który ma pasować do starej przyczepy, proszę o info, postaram się w miarę jasno opisać z czego wyprodukować ten element (żelkot ortoftalowy o kolorze dobranym również z palety RAL co znacząco ułatwia pracę, o małej odporności na UV ponieważ wyprodukowany z przeznaczeniem pod późniejsze lakierowanie dla branży tuningowej) i jak go postarzeć - naświetlacz UV ewentualnie zaprzyjaźniona spawalnia ( spawalnia to nie pan Kazio co raz na godzinę coś heftnie, tylko miejsce gdzie 6h z 8h jest spawane) i opalarka.
P.S. Amator w warunkach garażowych zrobi wszystko, przecież zakład szkutniczy to nie laboratorium, względnym pozostaje jednak próg tolerancji jeśli chodzi o jakość
P. P. S. Przepraszam za długą czytankę, mam nadzieję że chociaż trochę treściwa.
Pozdrawiam, Adam.