Niewiadóweczkę robiłem przez zimę na podwórzu, więc wiem, że nie chcę budować kampera w takich warunkach. Nie mam specjalnych znajomości w swojej okolicy, żyję sobie raczej na uboczu, więc nie miałem pomysłu jak i gdzie szukać warsztatu, gdzie pocztóweczka mogłaby zostać zapakowana na zimę w celu zabudowy. Od niechcenia zarzuciłem temat panu budowlańcowi, który stawiał mi płot, i okazało się że to był strzał w dziesiątkę. Momentalnie znalazł się do wynajęcia warsztat z prądem, miejscem do pracy oraz kanałem (pod Niewiadówkę albo kaczkę dało się radę wczołgać, pod sprintera nie, z powodu nisko zawieszonych bocznych plastikowych osłon). Super sprawa, do tego niedaleko ode mnie - jakieś 3 km.
W mojej okolicy koszty wynajmu warsztatu wahały się w zakresie cen 600zł - 1500zł plus prąd. Mnie na szczęście udało się wybrać opcję najtańszą.
Fakt dostępu do kanału zamierzam wykorzystać również do zakonserwowania ramy, ale to nie teraz. Przy tym temacie jestem zielony i będę miał do Was pytania, ale niech to poczeka na swoją kolej.
Niestety, miejscówka ma też swoje wady - otóż po posesji usadowione są miny z psich gówienek więc już 2 razy musiałem zmieniać buty po dotarciu na miejsce

Samo zaparkowanie auta w warsztacie było problematyczne ze względu na warunki terenowe na posesji, na której jest warsztat, oraz na początki opadów śniegu. Do tego okazało się, że brakuje kilkudziesięciu cm długości dla mojego auta:) Na szczęście reorganizacja warsztatu, pomoc znajomego - i żółta pszczółka wylądowała na parę miesięcy pod dachem.
Pierwszym etapem prac było zdemontowanie elementów zabudowy kurierskiej - do gołych ścian. Zadanie bardzo niewdzięczne, gdyż aluminiowe "kolumny" do których są mocowane składane półki, producent przymocował do ścian bardzo solidnie - klejąc je oraz nitując jednocześnie. Tak samo ścianki działowe, lampu sufitowe, i inne pierdoły stanowiące integralny element zabudowy kurierskiej. Elementy mocowane do podłogi trzeba było zwalczyć siłowo, z powodu zardzewiałych wkrętów.
Aha, podłoga w tych autach to gruba, mocna sklejka o grubości około 25mm. Mimo 20 lat, podłoga ma się znakomicie.
W celu zdemontowania elementów, w pierwszej kolejności pościnałem nity (nie dało się rozwiercić, jakaś chyba trochę nietypowe nity?) z użyciem młotka i przecinaka. Następnie w ruch poszła szpachelka i młotek - i tak centymetr po centymetrze odklejałem mocowania regałów, ścianek, lamp etc., aż w samochodzie nie zostało nic.
Niestety, ściany przy tym pokaleczyłem mimo prób zachowania ich w nienaruszonym stanie. Trudno, nie jest to dla mnie problem - ściany będą wyklejone samoprzylepnym filcem STP (więcej o tym materiale powiem później, może on stanowić zastępstwo remontówki). Oczywiście wcześniej uszkodzenia ścian powstałe przy demontażu regałów zostały zreperowane, ale nie wybiegajmy w przyszłość.
Na zdjęciach zauważycie zapewne świetlik w dachu. Może wyglądać fajnie, ale jest bardzo niepraktyczny - raz że jego wykończenie plastikową ramką jest tandetne i popękane z racji pofalowania laminatu na dachu, dwa że na tej powierzchni od środka następuje kondensacja pary wodnej i zwyczajnie jest on mokry. W późniejszym etapie ramka została zdemontowana, wlaminowałem od środka 2 warstwy maty w celu wzmocnienia od środka laminatu.
Drugim elementem są lampy sufitowe, które na przedstawianych zdjęciach nie są jeszcze zdemontowane. Są to oryginalne lampy Hella, niestety jeszcze świetlówkowe. Chciałbym je jednak zachować, jako oryginalny element samochodu - dlatego też ze środka wywaliłem świetlówkę, i wkleiłem taśmę led dającą światło około 700 lumenów. Jedna taka lampa powędróje do łazienki, druga może zostanie użyta jako oświetlenie aneksu kuchennego.
Tu mała uwaga: pracujemy nad autem już 2 miesiące, więc relacjonuję juz wykonane prace, ale jednocześnie cały czas robimy kolejne rzeczy. Nadejdzie więc moment spowolnienia relacji

Aha, i na koniec powiem ile roboczogodzin nam zeszło. Wg Kapitana Przyczepy 1000 roboczogodzin to standard, ja chcę zrobić w mniej
